11-08-2014, 11:55
Siema!
A więc kolejna trasa na wschód. Dokładnie to lecimy z Aalborg do Wołokołamsku. Czyli tam gdzie całkiem niedawno byłem. Trasa nie była dla mnie ciekawa, gdyż do Aalborga dojechałem z Moskwy, więc praktycznie to samo. Wracajmy na początek. Po zrzuceniu sałaty, dostałem namiary na załadunek 24t martwej krowy. Po dojechaniu pod dokładny adres, zaczyna się zabawa. Bo zastałem zwykłe domki jednorodzinne, telefon do szefa, on do spedycja. 30 minut przerwy i już wszystko wiadomo, oficjalnie tutaj jest adres firmy, ale siedziba z towarem jest na innej ulicy (co za odkrycie). Więc podjechałem pod nowy, poprawny, adres. Kazali czekać. Odczekałem krótko, bo tylko 30 minut. Dupą pod rampę. I ładujemy. Wszystko przebiegło szybko i bezproblemowo. Papiery w łapę i ogień do Putina. Przed Hamburgiem Scania zaczęła się psuć. Najpierw zaczęły mi szaleć kierunki i światła. Nie chciały się włączyć lub wyłączyć, zacinały się. Apogeum problemu była za Hamburgiem gdzie ten sam problem wystąpił z hamulcami i pedałem gazu. Szybko na bok, bo jeszcze komuś lub sobie zrobię krzywdę. Telefon do Kovala żeby opisać sprawę, otrzymałem odpowiedź "zrób coś". To fajnie, pomyślałem. Popsikałem tu i tam WD40, odczekałem, poruszałem tym i tamtym. Cud, samo się popsuło, samo naprawiło, chyba. A pomyśleć, że dopiero co po serwisie. Niemcy nudne, w Polsce też nic ciekawego. Miałem jeszcze nadzieję, że szefostwo każę zjechać, żeby zmienić zestaw bo Man stoi, ale po co? Hamuję i przyspiesza to dojedzie, padnie kompletnie to się naprawi Nie widziało mi się to, gdyż jednak trochę się cykałem, przyjdzie ostro hamować, a tu ni ma czym. Granica jako tako, potem zaczęło się dziać w Rosji, gdzie zrobili sobie chyba polowanie na Scanie, co chwilę ktoś próbował wjechać mi w bok, albo tuż przed maskę. Trochę ku*ew poszło. Reszta jak to reszta, bez żadnych udziwnień. Jutro ładuję wieprzowinę i z tym do żabojadów.
BajOoo!
A więc kolejna trasa na wschód. Dokładnie to lecimy z Aalborg do Wołokołamsku. Czyli tam gdzie całkiem niedawno byłem. Trasa nie była dla mnie ciekawa, gdyż do Aalborga dojechałem z Moskwy, więc praktycznie to samo. Wracajmy na początek. Po zrzuceniu sałaty, dostałem namiary na załadunek 24t martwej krowy. Po dojechaniu pod dokładny adres, zaczyna się zabawa. Bo zastałem zwykłe domki jednorodzinne, telefon do szefa, on do spedycja. 30 minut przerwy i już wszystko wiadomo, oficjalnie tutaj jest adres firmy, ale siedziba z towarem jest na innej ulicy (co za odkrycie). Więc podjechałem pod nowy, poprawny, adres. Kazali czekać. Odczekałem krótko, bo tylko 30 minut. Dupą pod rampę. I ładujemy. Wszystko przebiegło szybko i bezproblemowo. Papiery w łapę i ogień do Putina. Przed Hamburgiem Scania zaczęła się psuć. Najpierw zaczęły mi szaleć kierunki i światła. Nie chciały się włączyć lub wyłączyć, zacinały się. Apogeum problemu była za Hamburgiem gdzie ten sam problem wystąpił z hamulcami i pedałem gazu. Szybko na bok, bo jeszcze komuś lub sobie zrobię krzywdę. Telefon do Kovala żeby opisać sprawę, otrzymałem odpowiedź "zrób coś". To fajnie, pomyślałem. Popsikałem tu i tam WD40, odczekałem, poruszałem tym i tamtym. Cud, samo się popsuło, samo naprawiło, chyba. A pomyśleć, że dopiero co po serwisie. Niemcy nudne, w Polsce też nic ciekawego. Miałem jeszcze nadzieję, że szefostwo każę zjechać, żeby zmienić zestaw bo Man stoi, ale po co? Hamuję i przyspiesza to dojedzie, padnie kompletnie to się naprawi Nie widziało mi się to, gdyż jednak trochę się cykałem, przyjdzie ostro hamować, a tu ni ma czym. Granica jako tako, potem zaczęło się dziać w Rosji, gdzie zrobili sobie chyba polowanie na Scanie, co chwilę ktoś próbował wjechać mi w bok, albo tuż przed maskę. Trochę ku*ew poszło. Reszta jak to reszta, bez żadnych udziwnień. Jutro ładuję wieprzowinę i z tym do żabojadów.
BajOoo!
Proszę o zastosowanie się do regulaminu, a dokładnie o podpunkt 5.5 - "Obrazek w podpisie (sygnatura) może mieć maksymalnie 500x250 pikseli i musi być w formacie jpg lub gif."