Nowa firma, nowe przygody... Od dziecka planowałem, aby otworzyć coś własnego, związane z transportem i na szczęście po wieloletniej "walce" z dziadtransami w końcu osiągnąłem zamierzony cel. Wszystko jednak zawdzięczam właścicielowi firmy U.T. Zawadka-Konradowi, który wspomógł finansowo oraz moralnie w otwieraniu własnej działalności. Po załatwieniu roboty papierkowej oraz uporządkowaniu kilku spraw rodzinnych, zakupiłem swój pierwszy ciągnik jakim jest Scania R500 V8 Topline z 2008 roku oraz Schmitz'ke SKO24. Po podpisaniu kontraktu z firmą Nord-Fish oraz z jedną z sieci supermarketów, postanowiłem skorzystać z pomocy Konrada, aby sprostać zapotrzebowaniom kontrahentów. Ktoś ze zdziwieniem może zapytać: "Jak nowo powstała firma transportowa może mieć na samym początku tyle zestawów ?"-jak wyżej wspomniałem jest to możliwe dzięki wsparciu finansowym naszego głównego oddziału (U.T. Zawadka) oraz firmy, która udzieliła nam leasing'u na resztę zestawów.Obecnie w firmie jest wolnych 6 miejsc. Mam nadzieję wypełnią się jak najszybciej !
Trasa: Lublin - Helsinborg
Ładunek: Wołowina
Tonaż : 24t
Ilość KM : 1300km
Witaaaaam ! Po krótkim, oficjalnym wstępie czas przejść do konkretów. W środę wieczorem otrzymałem telefon od spedytora z pytaniem "Czy nie łyknąłbym szybkiego kółeczka Polska-Szwecja-Polska". Bez większych namysłów postanowiłem przyjąć zlecenie i sprawdzić mojego "potwora". Chciałem ocenić jak będzie spisywał się w Skandynawii. Z samego ranka podstawiłem naczepę pod rampą, o godzinie 6:00 i oczekiwałem na załadunek w zakładzie mięsnym w Lublinie. Po szybkim i dosyć sprawnym załadunku udałem się do biura, aby odebrać wymagane papiery. I poooszło na Szwecję ! Po wyjechaniu z firmy, but w podłogę i lecim w kierunku STOLYCY. Bez większych problemów udało się nam dojechać do Warszawy. Spodziewałem się ogromnych korków, ale jednak zostałem mile zaskoczony. Następnie udaliśmy się na naszą PŁATNĄ autostradę gdzie gnaliśmy ile fabryka dała. Czas mijał bardzo przyjemnie, z radyjka leciały dobre nuty i nic więcej nam nie pozostało, jak delektować się jazdą. "Wszystko co dobre się kończy"-zjechaliśmy na DK10 i zaczęły się problemy. Jest godzina 13:15, zostało nam do pokonania 250 km a prom, którym mieliśmy przepłynąć startował o 16:30...Ciągłe telefony od spedytora- "zrób wszystko, żeby zdążyć", na linii produkcyjnej dnia jutrzejszego o godzinie 8:00 zabraknie towaru i jest ogromne prawdopodobieństwo, że nas za to obciążą...Godzina 16:03 a zawitaliśmy na promie ! Kamień spadł mi z serca...Wyluzowany poszedłem do kajuty a następnie postanowiłem co nie co zjeść i położyć się spać bo nic innego nie pozostało.Godzina 2:35 wyjeżdżamy z promu i uderzamy do miejsca docelowego ! Zostało do przebycia niespełna 200 km więc na spokojnie lecimy na rozładunek...Po niemałych przebojach w końcu docieramy do firmy, podstawiamy naczepę pod rampę i czekamy aż nas zdejmą. Po rozładunku otrzymuje telefon od spedytora-"nie wiem jak to zrobisz ale masz się zameldować w Bergen, jutro o godzinie 12:00 po załadunek do Finlandii. Ja wku*iony, ponieważ zaplanowałem sobie w piątek wypad z księżniczką do Zakopca... Tak jest zawsze gdy się coś planuje...CDN !
Trasa: Lublin - Helsinborg
Ładunek: Wołowina
Tonaż : 24t
Ilość KM : 1300km
Witaaaaam ! Po krótkim, oficjalnym wstępie czas przejść do konkretów. W środę wieczorem otrzymałem telefon od spedytora z pytaniem "Czy nie łyknąłbym szybkiego kółeczka Polska-Szwecja-Polska". Bez większych namysłów postanowiłem przyjąć zlecenie i sprawdzić mojego "potwora". Chciałem ocenić jak będzie spisywał się w Skandynawii. Z samego ranka podstawiłem naczepę pod rampą, o godzinie 6:00 i oczekiwałem na załadunek w zakładzie mięsnym w Lublinie. Po szybkim i dosyć sprawnym załadunku udałem się do biura, aby odebrać wymagane papiery. I poooszło na Szwecję ! Po wyjechaniu z firmy, but w podłogę i lecim w kierunku STOLYCY. Bez większych problemów udało się nam dojechać do Warszawy. Spodziewałem się ogromnych korków, ale jednak zostałem mile zaskoczony. Następnie udaliśmy się na naszą PŁATNĄ autostradę gdzie gnaliśmy ile fabryka dała. Czas mijał bardzo przyjemnie, z radyjka leciały dobre nuty i nic więcej nam nie pozostało, jak delektować się jazdą. "Wszystko co dobre się kończy"-zjechaliśmy na DK10 i zaczęły się problemy. Jest godzina 13:15, zostało nam do pokonania 250 km a prom, którym mieliśmy przepłynąć startował o 16:30...Ciągłe telefony od spedytora- "zrób wszystko, żeby zdążyć", na linii produkcyjnej dnia jutrzejszego o godzinie 8:00 zabraknie towaru i jest ogromne prawdopodobieństwo, że nas za to obciążą...Godzina 16:03 a zawitaliśmy na promie ! Kamień spadł mi z serca...Wyluzowany poszedłem do kajuty a następnie postanowiłem co nie co zjeść i położyć się spać bo nic innego nie pozostało.Godzina 2:35 wyjeżdżamy z promu i uderzamy do miejsca docelowego ! Zostało do przebycia niespełna 200 km więc na spokojnie lecimy na rozładunek...Po niemałych przebojach w końcu docieramy do firmy, podstawiamy naczepę pod rampę i czekamy aż nas zdejmą. Po rozładunku otrzymuje telefon od spedytora-"nie wiem jak to zrobisz ale masz się zameldować w Bergen, jutro o godzinie 12:00 po załadunek do Finlandii. Ja wku*iony, ponieważ zaplanowałem sobie w piątek wypad z księżniczką do Zakopca... Tak jest zawsze gdy się coś planuje...CDN !